Miałem, na dziś, pogodny machnąć wiersz, Piotr mnie poprosił, gdy ostatnio do mnie dzwonił. Usiadłem, siedzę i nie mogę, co za pech. I tylko niechęć, po papierze goni.
Mnie nie raduje nowy ratusz, nowy skwer, ja nie potrafię, szczerze, cieszyć się z chodnika. Bo wiosna idzie i cieplejszy wieje wiatr. I woda wzbiera. I stąd smutek mój wynika.
Ja bym się cieszył, gdyby ktoś w koparkę wsiadł i wyrwał dół, pod mostem na Mostowej. Oddają do użytku to i to, a nie chcą zrobić, dla mnie, rzeczy podstawowej.
Słyszałem, że odnowić mają park, światła, fontanny, krotochwile mi serwują. A ja chcę, żeby ktoś w koparkę wreszcie wsiadł, bo na Przechodniej, wody rzeki się tamują.
Ja chcę, by ktoś z notabli, wprost, zapytał mnie. Czego mi trzeba... żebym uśmiech miał na twarzy. Taką mam mrzonkę. Cóż... władza przecież wie, O czym mieszkaniec, mieściny naszej marzy.
To świetnie, że utwardzą, jakiś, plac, że centra sportów, DPSy otwierają, lecz mnie nie cieszy to, bo nad Węgierką trwam i czasem mnie jej wody zalewają.
Ja się nie umiem, już lat kilka, szczerze śmiać, ani radować się, naprawdę, nie mam z czego. Humor mi wróci i wszystko zacznie grać, gdy ujrzę w mieście, cień dialogu społecznego. |